O braku skuteczności działania urzędów pracy nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Jeżeli już nawet zachodzi konieczność opisania jej w kilku słowach, to nie będą to słowa pochlebne. Przekonanie o tym, że urzędy pracy są tylko po to, aby zatrudniać w nich nowych urzędników nie wzięło się z nikąd. Taki stan rzeczy wymaga natychmiastowych i radykalnych rozwiązań, których wdrożenie pozostaje w gestii organów rządzących. Jakie są więc propozycje zmian?

Według najnowszych danych, jedynie 18% spośród ogółu zarejestrowanych bezrobotnych przyznaje, że w ciągu ostatnich trzech miesięcy kontaktowano się z nimi z propozycją podjęcia zatrudnienia. Nietrudno więc obliczyć, że czterech na pięciu bezrobotnych nigdy nie doczekało się jakiegokolwiek odzewu ze strony urzędu, którego głównym zadaniem jest znalezienie nam zatrudnienia odpowiedniego do naszych kwalifikacji.

Skoro o kwalifikacjach mowa. Większość osób, które miały do czynienia z urzędami pracy, jednogłośnie stwierdza, że traktowani oni są w sposób mało profesjonalny. Brakuje wykwalifikowanej kadry, która będzie w stanie jasno określić umiejętności i indywidualne predyspozycje danej osoby. Brakuje również przeszkolonych doradców, których głównym zadaniem jest pomoc w wypadku potrzeby przekwalifikowania się dla potrzeb rynku pracy.

Normą w tego typu urzędach jest traktowanie interesantów „z góry” bądź (w najlepszym wypadku) wręcz taśmowo. Najczęstszym obrazkiem podczas składania tzw. „autografu” jest przedstawienie nam teczki z aktualnymi ofertami, które zazwyczaj nie mają nic wspólnego z naszym wykształceniem bądź dotychczasowym zawodem, przez co ich przeglądanie staje się najzwyklejszą stratą czasu.

Zapewnienia ze strony rządu są takie jak zwykle – „trzeba zmienić”, „należy naprawić”, „warto zmodernizować”. Szkoda tylko, że bezosobowe formy czasowników nie wskazują jasno na to, kto, jak i kiedy ma to zrobić…